Bajeczka o złotej karecie

Bajeczka o złotej karecie

Na łące przy gościńcu,
Którym od lat dziesięciu
Nikt nie przechodzi,
Pies ani złodziej,
Pasterz gra na fujarce
I – jak to zwykle w bajce –
Śni, że z daleka
Złocista kareta
Gościńcem mknie.

Choć nie zawsze jest złoto w papierkach,
Bo nie dają mi złota za śpiew,
Jednak kiedyś złocista kareta
Zjawi się także na drodze mej.
Wracając do bajeczki:
Ten, co to pasł owieczki
Tam przy gościńcu,
Karety wciąż nie mógł
Doczekać się.

Boso po białej rosie
Fujarkę wziął i poszedł
Na miejskich brukach
Karety szukać.
Siedem dni, sto kamienic
Z oknami nadobnymi,
A w każdym oknie
Piosenkę moją ktoś
Usłyszeć chce.

Choć nie zawsze jest złoto w papierkach,
Bo nie dają mi złota za śpiew,
Jednak kiedyś złocista kareta
Zjawi się także na drodze mej.
Znam wszystkie już balkony,
Rynny i maszkarony,
Cień na podwórkach,
Latarnie w zaułkach
I każdą sień.

Czy tędy nie jechała
Kareta bodaj mała,
Moja tęsknota,
Kareta złota?
Mijają tak jesienie,
Kończy się me marzenie,
Bo na tym świecie
O złotej karecie
Nie słyszał nikt.

I cóż stąd, że ktoś daje mi grosze?
Tego nie pragnę, nie tego chcę.
Lecz pokornie je z ziemi podnoszę,
Złudzeń dziecinnych pozbyłem się.
I sam się teraz śmieję,
Że miałem tę nadzieję.
Dziś wie,