Sprawiedliwość
Sprawiedliwość
Każdej nocy budzę się z bólem Krzyczę z wściekłości i z nienawiści Wciąż zadaje sobie pytania Wciąż się zastanawiam Czy jest coś co nami steruje? Ktoś kto układa nam plan życia? Bardzo chcę spotkać to zjawisko, tego demona Tą zjawę, która pociąga za sznurki jak pacynki Miarka się przebrała Moja frustracja siegnęła zenitu Chcę wiedzieć co złego zrobiłem W tym lub poprzednim wcieleniu Dlaczego wsadził mnie w wagon jadący do obozu śmierci? Za co ta kara? Za co ten wyrok dożywocia? Dosyć tego! Koniec z tym! Niech stanie przede mną na bacznosć Twarzą w twarz jak przed walką Nie boję się konfrontacji Ja już nie mam siły na ucieczkę To on jest tchórzem Przez wszystkie lata nigdy mi się nie ukazał Nigdy nie powiedział dlaczego? Nigdy nie powiedział za co? Ma paść przede mną na kolana I poczuć tego bata na plecach Ma poczuć to cierpienie Które ja czuję przez całe moje życie Wzywam cię demonie! Pokaż się tchórzu! Wyjdź z tego cienia, miej odwagę łajzo! Będę czekał choćby miała to być moja ostatnia misja Później w spokoju odejdę, skoczę w otchłań piekielną spełniony bez bólu