Między życiem a śmiercią

Między życiem a śmiercią

Niedzielny poranek, zwykły jak inne
Jedni śpią, inni dopiero kładą
Tylko on skoro świt dreptał w koło domu
Wsiadł w gruchota i pojechał, w jaki celu?

Pusta droga, spokój cisza
Dotarł na miejsce by szybko wrócić zanim wstaną wnuki
Ty się przebudzasz, niepokój ci towarzyszy
Ręce się trzęsą, stres coraz większy

Coś się dzieje, nie wiesz co
W telefonie cisza, nikt nie dzwonił, nikt nie pisał
Ale stało się najgorsze
Bo na tej pustej drodze sekunda stała się wiecznością

Jeden błąd, jeden zły ruch i bam !! Koniec !!!
To nie był jego czas, milion pytań
Po co? Dlaczego? Czemu teraz?
Przecież był dobry, pomagał, dbał o wszystkich

Zawsze można było na niego liczyć
O każdej porze dnia i nocy
Dużo wiedzy przekazał, ale więcej nie przekaże
Zostało tylko zdjęcie i ból w sercu

Rozpacz i tęsknota, między życiem a śmiercią.