Trzy Płomienie Miłości
Trzy Płomienie Miłości
Wśród nocy milczącej jak sekret serca, zakwitła róża — czarna jak cień wspomnień. Nie pachniała nadzieją, lecz obietnicą końca, i początku, który drży w ciszy po stracie. Jej płatki — jak słowa, których nie wypowiedziano, jej kolce — jak prawdy, co kłują po czasie. Piła łzy z deszczu, wrosła w bezsenność, a jednak trwała — piękna w swoim bólu. Kto ją zerwie, pozna smak pożegnania, ale i żar, co tli się w ruinach serc. Bo czarna róża nie ginie naprawdę — ona śni o miłości, która przetrwa śmierć. Na popiele dawnych namiętności rozkwitła cisza — jasna jak świt. Z czerni wyłonił się oddech światła, delikatny, lecz pewny — jak powrót życia. Biała róża nie zna gniewu, pamięta ciemność, lecz się jej nie lęka. Jej płatki drżą jak wspomnienia dłoni, które kiedyś trzymały cierń. Nie pachnie obietnicą, lecz zgodą, na to, co było i co dopiero przyjdzie. W jej sercu — echo miłości odrodzonej, tej, która przetrwała noc. I gdy wiatr ją muska, zdaje się szeptać: „Nie każda śmierć jest końcem, czasem jest początkiem czułości.” Z popiołów nocy i mlecznej jutrzenki wyrasta płomień — ciepły, prawdziwy.