Nadzieja

Pasł gąski Mikołaj – chłopiec jak trzeba,
Lecz zobaczyć księcia – bardzo mu trzeba!
Gąski do pasa – związał je w mig,
Książę się śmiał, aż dostał czkawkę i tik!

Wziął go na dwór – „Będziesz mój błazen!”
Mikołaj tańczył, żartował razem.
Śmiechu było co niemiara,
Aż pewnego dnia przyszła... choroba stara.

Książę miał gorączkę – biedny i blady,
A Mikołaj mówi: „Ja mam na to rady!”
Hyc do stawu! – zimna kąpiel,
Książę wyzdrowiał, lecz był jak w bąbel.

„To za dużo!” – książę krzyknął złością,
I straszną karę ogłosił z godnością:
„Za ten wybryk głowę ci zetną!”
A błazen blednie... i trzęsie się setno!

Kat już czeka, miecz w ręce dzierży,
Lecz to... kiełbasa! – niech każdy uwierzy!
Zamiast cięcia – śmieszne klepnięcie,
Ale Mikołaj... zemdlał w momencie.

Serce stanęło – ze strachu, niestety,
Choć to miał być żart – nie był to festyn.
Książę zapłakał, w żalu się skrył,
I grobowi błazna... kiełbasę wrył!